Ostatnio przeglądałam stare posty na moim blogu i złapała mnie nostalgia.
Lalkuję od 2015 roku, czyli już kawał czasu. Przez moje ręce przewinęło się sporo lalek. Część została, część wyruszyła w świat i znalazła nowy dom.
Niektóre zdobywają moje serduszko od razu i mają w nim szczególne miejsce.
Taką lalką jest właśnie Mavis.
Jest to moja pierwsza Pullipka, a jednocześnie pierwsza droga lalka jaką odważyłam się kupić. Zawitała do mnie w kwietniu 2019 roku, czyli 3 lata temu. Tamten rok był dla mnie przełomowy. Wtedy naprawdę sporo się wydarzyło i moje życie pod wieloma względami stało się lepsze. W 2019 byłam najbardziej aktywna na blogu, pojawiła się masa postów, bo w końcu po miesiącach namysłu zakupiłam lustrzankę. Od tamtego momentu nie rozstaje się z nią i zabieram ją na każde lalkowe wojaże. Nie ważne czy to miasto, czy las :)
Mavis pierwotnie miała mieć na imię Kate, ale gdy założyłam jej czarny wig, to bardzo przypominała mi Mavis z Hotelu Transylvania, która była córką Draculi i miała krótkie ciemne włosy.
Od samego początku wiedziałam, że jej przeznaczeniem jest czerwona koszula w kratkę, która z czasem stała się jej elementem rozpoznawczym.
Pierwsze kroki z Dyńkami nie były zachwycające. Na początku nie potrafiłam ustawiać lalki, która miała gigantyczną głowę. Była zupełnie inna niż te, które dotychczas miałam. Uczyłam się metodą prób i błędów. No i musiałam się oswoić się z zupełnie nowym aparatem.
Zamieniłam jej oczy, jednak postanowiłam, że pozostanę przy niebieskich. Moim zdaniem ten kolor bardzo do niej pasuje, jednak wolę ją w czerwonej koszuli w kratkę i glanach :)
Mavis zabieram na prawie każde spotkanie lalkowe, chociaż nie zawsze robię jej zdjęcia. W pamięci mam pierwsze spotkania w krakowskiej Artetece w styczniu i lutym 2020 roku, gdzie po raz pierwszy zobaczyłam się z innymi Lalkowiczami. Te wydarzenia także pozostaną na zawsze w moim serduszku. Tak samo jak każde kolejne :)
A tu Mavis na Kładce Ojca Bernatka w Krakowie. Zdjęcie powstało w 2019 roku. Wtedy po raz pierwszy zabrałam ją dalej niż do ogrodu. Tutaj lalka ma jeszcze oryginalne oczy i makijaż.
Z tą lalką wiąże się wiele wspaniałych wspomnień. Mam takie przeczucie, że jeszcze wiele wspaniałych przygód przed nami 😀
Uwielbiam jej buźkę! Jest cudną panną i nie dziwię się, że zajmuje szczególne miejsce w Twoim serduszku.
OdpowiedzUsuńŚliczna lala. Moja romantyczna dusza woli ją w kwiatowej wersji - czy to na zdjęciu z bratkami czy w sukience w kwiaty. Jedna lalka, a tak wiele obliczy. Można by tworzyć różne historie...
OdpowiedzUsuńW kazdej odslonie i errsji Mavis cudnie
OdpowiedzUsuńPodobaja mi sie pullipki - u kogos
OdpowiedzUsuńme serce zdobyly Isulki, moze juz
niedlugo pokaze swoja urocza dynke
Bardzo miło przeczytać takie wpisy, jak ten. Nie ma chyba nic piękniejszego niż ta ,,jedyna lalka". Nie jestem fanką Dyniek, ale zrobiło mi się cieplutko na sercu, kiedy dowiedziałam się, jak wielkim uczuciem ją darzysz.
OdpowiedzUsuńChciałabym powiedzieć jeszcze, że tak, o wiele lepiej wygląda w kraciastej koszuli i glanach. Dodają jej charakteru :). Jakoś nie mogęsobie wyobrazić Mavis jako blondynki.
Nie rozstawaj się nigdy ani z nią, ani z aparatem.
Piekne hobby, lala wspaniałą i milutki Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCudny wpis. Doskonale rozumiem iż w swoich kolekcjach ma się "jedyną lalkę" do której czuje się wielkie przywiązanie. Moją jest Chloe <3
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś o Mavis! Bardziej mi się podoba w glanach i kraciastej koszuli, zwłaszcza że w młodości sama chodziłam podobnie ubrana i nawet koszulę miałam w takich kolorach... Mam nadzieję, że i my się kiedyś spotkamy i wtedy poznam Twoją Mavis <3
OdpowiedzUsuńOch, są takie lalki, które mają specjalne miejsce, nie tylko na półce. <3
OdpowiedzUsuńMavis jest fantastyczna.
Wszystkiego dobrego!!! niech sprawia Ci radość jeszcze wiele lat!
OdpowiedzUsuńTwoja Mavis jest śliczna. To jedna z nielicznych, która mi się naprawdę podoba.
OdpowiedzUsuńŚliczna, osobista historia! :-) Oj, tak, bezpośrednie spotkanie z Lalkolubami utwierdza nas w pięknie tego, czym są nasze hobby. Szkoda, że polityka wobec Zarazy porwała te więzi (przynajmniej w moim środowisku)
OdpowiedzUsuńTeż mam takie lalunie, które towarzyszą mi niemal wszędzie ;-)